XVIII: Pideme el cielo y te lo doy. A la misma luna por tí yo voy


                Nigdy nie lubiła poniedziałków, a od kiedy przeprowadziła się do Madrytu i zaczęła poruszać po stolicy samochodem po prostu je znienawidziła. Dwadzieścia minut temu wybiła godzina ósma, a młoda Polka już od niemal pół godziny poruszała się w ślimaczym tempie, usiłując przedostać się do centrum, gdzie znajdowała się prywatna klinika. Specjalnie wstała wcześniej z nadzieją, że zdąży na poranny obchód, gdzie mogłaby dowiedzieć się szczegółów na temat stanu zdrowia Rafaela. Wczoraj doktor Ramón wszystko jej powiedział, ale jeszcze z samego rana mieli wykonać dodatkowe badania. Nie chcieli wypuszczać od siebie piłkarza bez stuprocentowej pewności, że nic poważnego mu nie dolega.
                Tuż przed dziewiątą wbiegła na drugie piętro i weszła do sali, w której leżał Brazylijczyk. Uśmiechnęła się do niego promiennie i położyła koło łóżka sportową torbę z Adidasa.
– Cześć. – przywitała się – Jak się czujesz?
– Cześć. Jest w porządku. Trochę boli mnie jeszcze głowa, ale to chyba nie koniec świata, nie? – uśmiechnął się krzywo.
– Mocno się uderzyłeś i pewnie masz guza. – westchnęła – Niech Daniel się cieszy, że jeszcze go nie dopadłam! Jak tylko spotkam, to powalę go na ziemię i wydepiluję mu tę głupią twarzyczkę gorącym woskiem! – wściekała się na znajomego.
– Ej, daj spokój. Nic takiego się nie stało.
– Żartujesz sobie?! Przez niego mogłeś się znowu nabawić kontuzji kolana! A on wiedział, co robił, kiedy wchodził wślizgiem na wyprostowanych nogach! Ten sędzia to idiota. Dał mu za to tylko żółtą kartkę, rozumiesz to?! – aż kipiała.
– Ej, ej. – przesunął się na łóżku i złapał Polkę za dłoń – Uspokój się. Jestem cały i nic mi się nie stało. A piłka nożna to sport kontaktowy i trzeba się z takimi sytuacjami liczyć…
– Rafa, ja to rozumiem, ale…
– Żadnego ale. – skarcił ją wzrokiem – Co tam przytachałaś w tej torbie?
– Och. – zreflektowała się – Wzięłam tablet, bo nie wiem, kiedy cię wypuszczą. – zaczęła wyciągać rzeczy – Jaglankę z morelami, pestkami dyni i bananem. Jeszcze letnia. – podała mu pudełko i łyżeczkę, a mężczyzna od razu zabrał się do jedzenia. – Przywiozłam ci też spodnie dresowe, koszulkę, bluzę i buty, żebyś mógł się przebrać. A, i w kosmetyczce masz kilka kosmetyków. Jest też świeża bielizna.
– Jej, dziękuję ci bardzo. Wiesz, że nie musiałaś.
– Daj spokój. – machnęła ręką – Zostałeś tu sam, więc pomyślałam, że na coś się przydam. – wzruszyła ramionami – Masz tu jeszcze wodą, a ja pójdę teraz do twojego lekarza prowadzącego i zapytam, kiedy cię wypiszą. Chciałam przyjść na obchód, ale nie zdążyłam przez te cholerne korki. A ludzie mówią, że Hiszpanie są nierobami. To skąd niby te korki w porannych godzinach? – pokręciła głową – Jedz, a ja zaraz wrócę.
                Wyszła z sali z zamiarem poszukania doktora Ramóna. Miała nadzieję, że znajdzie go w jego gabinecie, ale dobrze wiedziała, że Hiszpan raczej rzadko w nim przebywał. Miała okazję go poznać, kiedy musiała przez jakiś czas mieć praktyki w zakładzie medycyny sportowej, a trener Zinedine załatwił jej miejsce właśnie w tej klinice.
                Po kilku minutach blondynka odnalazła w końcu lekarza, który pił kawę w dyżurce pielęgniarek. Uśmiechnęła się szeroko do Marty, która była tutaj oddziałową i zapytała, czy może wejść.
– Kochanie, jak ja się cieszę, że cię widzę! – porwała ją w objęcia około pięćdziesięcioletnia kobieta – Co cię do nas sprowadza?
– Ja właściwie do pana doktora… – powiedziała niepewnie.
– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona Hiszpanka.
– Jej chłopak leży u mnie na obserwacji. – odezwał się Ramón – Ale już niedługo – uśmiechnął się lekko.
– Co? – wytrzeszczyła oczy Gomez – Który to?
– Ten piłkarz, co go wczoraj z boiska przywieźli. – wyjaśnił lekarz – Ale wszystko już z nim w porządku. – wziął do ręki białą teczkę, którą przekazał dziewczynie – Sama zobacz wyniki. Wszystko z nim w porządku i poza kilkoma siniakami nic mu nie grozi.
– Kiedy będzie mógł wyjść?
– Po kawie miałem mu zanieść wypis. – zaśmiał się – Ale w sumie pewnie bardziej się ucieszy, jeśli to ty mu powiesz, że możecie już wracać do domu. – puścił jej oczko – Mam tylko jedno ale – zauważył.
– Tak?
– On musi wrócić do Barcelony, a ja wolałbym, żeby przez najbliższy tydzień nie latał samolotem. Trochę się poobijał, mocno uderzył w głowę i wolałbym nie ryzykować z tak dużymi zmianami ciśnień. Zdecydowanie lepiej by było, gdybyście pojechali tam samochodem. Oczywiście nie muszę przypominać, że nie powinien jechać w taką podróż sam, prawda?
– Tak, oczywiście, panie doktorze. Wszystkiego dopilnuję.
– W porządku. W takim razie… – rozłożył ręce i szeroko się uśmiechnął – Nie widzę powodów, byście nie mogli opuścić już tego miejsca.
– Bardzo dziękuję, panie doktorze. W imieniu swoim i Rafaela.
                Pożegnała się z Martą, której obiecała, że wkrótce spotkają się na kawę i babskie pogaduszki. Dzierżąc w dłoniach teczkę z cenną dokumentacją, którą Alcântara będzie musiał zabrać ze sobą do klubu, dumnie kroczyła korytarzem. Kiedy dotarła do sali, piłkarz właśnie kończył się przebierać. Kończył, a nie skończył. Stanęła, jak wryta, przyglądając się nagiemu torsowi przystojnego mężczyzny. Nie mogła zaczerpnąć powietrza. Zapomniała, że jego ciało ją ogłupiało. Zamrugała kilka razy, gdy naga skóra została okryta przez białą koszulkę z krótkim rękawkiem i dekoltem w serek. Rafinha uśmiechnął się pod nosem, czując na sobie wzrok blondynki.
– I czego się dowiedziałaś? – zapytał, jakby nigdy nic – Ari? – przełknęła głośno ślinę – Co powiedział lekarz? – starał się nie zaśmiać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak na nią działał.
– Emmm… – przygryzła wargę, po czym szybko podała mu teczkę – Tu masz dokumentację. Będziesz musiał ją przekazać sztabowi medycznemu.
– Okay.
– A teraz możesz już zbierać ten swój seksowny tyłek do mojego auta, bo lekarz pozwolił ci już wyjść. – wrzuciła wszystkie rzeczy do sportowej torby, którą następnie zapięła i założyła na ramię. Ruszyła w kierunku drzwi, ale odwróciła się, nie słysząc za sobą kroków. Mężczyzna wpatrywał się w nią z głupkowatym uśmieszkiem – Co?
– Uważasz, że mam seksowny tyłek?
– Rafa… – jęknęła – Chodź, musimy się pospieszyć, bo zaraz Robert jedzie na trening, a Ania ma spotkanie i muszę się zająć Klarą.
– Jedziemy do was? – zapytał, ale posłusznie ruszył za dziewczyną na parking.
– Tak. – westchnęła – Lekarz nie pozwolił ci na lot samolotem.
– Ale ja muszę jutro pojawić się w siedzibie klubu – zmarszczył brwi, wsiadając do stalowego Audi A8.
– Przecież wiem. – prychnęła – Pojedziemy teraz do mnie, posiedzimy z małą dopóki któreś z Lewandowskich nie wróci do domu, zjemy obiad, a potem pojedziemy do Barcelony – powiedziała, jakby to była największa oczywistość na świecie.
– Co? – zamurowało go.
– To co słyszałeś, Rafa. Zawiozę cię do Barcelony.
– Ale…
– Nie ma żadnego ale, Alcântara. – warknęła – Już postanowiłam.
– No tak. A jak ty już coś postanowisz, to nikt cię od tego nie odwiedzie. – rzucił, a dziewczyna się skrzywiła – Przepraszam, nie powinienem był – zreflektował się.
– W porządku. – posłała mu słaby uśmiech, wjeżdżając na ekskluzywne osiedle – Chodź, poznasz małą. – odparła, odpinając pas bezpieczeństwa – Jest taka pocieszna! To nasze małe oczko w głowie.
– Zawładnęła twoim sercem, co? – zachichotał.
– I to w pierwszej godzinie swojego życia. – zawtórowała mu – Zapraszam – rzuciła, otwierając drzwi do posiadłości.
– Ładnie tu – rozglądał się.
– Dzięki. – uśmiechnęła się szeroko – Długo nam z Anią zeszło urządzanie. – zrzuciła ze stóp buty, po czym krzyknęła – Robert, już jestem! Oddawaj mi dziecko i spadaj stąd!
– Z chęcią, czarownico! – ze schodów zbiegł Lewy, trzymający na rękach córeczkę. Na chwilę się zatrzymał, widząc Brazylijczyka, lecz po chwili do nich podszedł i przekazał Klarę przyjaciółce – Cześć, Rafa. – wymienili się uściskami dłoni – Wszystko w porządku? Ten wślizg nie wyglądał najlepiej.
– Tak, już dobrze. – pokiwał głową – Czas wracać do Barcelony.
– No właśnie, Robert. – zabrała głos studentka – On nie może latać, a musi wrócić do domu, więc postanowiłam, że go zawiozę.
– Oszalałaś? – wytrzeszczył oczy Polak.
– Spokojnie, dam sobie radę. – pokręciła głową – Będę miała w telefonie GPS i Rafaela przy boku, więc się nie zgubię, durniu.
– A uczelnia? – zapytali obaj jednocześnie
– We wtorki mam tylko jeden wykład, a babka się rozchorowała, więc nie muszę jutro iść na zajęcia. Spokojnie, wyśpię się, panowie. Prawda, maleńka? – ucałowała główkę chrześnicy.
– No w porządku. – pokiwał głową Polak – Kiedy chcecie jechać?
– Jak któreś z was wróci. Przecież nie zostawię Klarci samej. – oburzyła się – Zjemy jakiś obiad, przygotuję coś na drogę i pojedziemy.
– No dobrze. – westchnął – Tylko uważaj na drodze. – spojrzał na kolegę po fachu – Pilnuj jej, żeby nie szalała za bardzo na drodze.
– Robert! – jęknęła.
– Spokojnie, stary. – poklepał go po plecach – Damy sobie radę.



***
* wers tytułowy - "Me llamas" Piso 21 ft. Maluma

Sama nie wiem, jak to się stało. Dopiero co pisałam na drugim blogu, że nie wiem, czy cokolwiek uda mi się tu jeszcze wstawić, a tu proszę! Udało mi się napisać rozdział, więc postanowiłam nie zwlekać i dodać go od razu. I tak czekaliście już zdecydowanie zbyt długo. O ile oczywiście ktoś tu w ogóle został...
PS Zapraszam na drugiego bloga.

Komentarze

  1. Obecna :-) rozdział ekstra. Bardzo podoba mi się postawa Ari. Fajnie by było gdyby w jakiś sposób zeszła się z Rafciem. Byliby taką ładną parą :-) czekam na next ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciągnie ich do siebie jak nie wiem co :D Ari i jej postawa godna pochwały, ale nawet ja nie mają prawka odwiozłabym Rafcia do Barcelony, haha! Takiej okazji nie można przepuścić.
    Niech oni do siebie wrócą, plissss! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to tak szybko , to chyba się nie uda, ale kto ich tam wie! ;p

      Usuń
  3. Tyle Rafy <3 rozpieszczasz mnie! Mam takie marzenie, by coś w tej Barcelonie między nimi się stało, na plus oczywiście! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem (a raczej napiszę) tak - jeszcze nigdy nie mieliście takiego wpływu na to, jak potoczą się losy bohaterów, bo kolejny rozdział jeszcze nie został napisany, więc... Chcecie czegoś w BCN, tak? :D No to...postaram się! ;p

      Usuń
    2. Tak, Tak, Tak! Czegoś jakże milusiego dla nich oboje :D na ten przykład rozmowy i wyjaśnień... albo coś jeszcze lepszego xdd

      Usuń
    3. Mam już coś zaplanowane. ;p A co do rozmowy .. No całej podróży raczej nie przemilczą :D

      Usuń
  4. żartujesz!? jasne, ze tu zostaliśmy. to opowiadanie jest zbyt genialne, by tak o po prostu przestać je czytać, byle przerwa tego nie sprawi ;D Wreszcie się do siebie ponownie zbliżą, umieram! mam nadzieje, ze Ari pobędzie trochę z nim w Barcelonie, a co tam wykłady ;D
    rozdział jak zwykle swietny, nie ma co za wiele na ten temat pisać, bo nawet ty to wiesz!
    czekam na następne i idę czytać kolejne zaległości <3 pozdrawiam, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesz mnie to, że jesteście! Ale, ale...! Kochana, a co się dzieje u Ciebie? Zmieniłaś bloga na prywatny czy nie chcesz już pisać swojego opowiadania? Zdziwiłam się, że nie mogę go znaleźć :/

      Usuń
    2. spokojnie! to była „drobna” usterka ;D wszystko już powinno być w porządku

      Usuń
    3. Uff! Ułożyło mi :D

      Usuń
  5. Ja również jestem , trochę późno , no ale lepiej późno niż wcale :D
    Bardzo się cieszę , ze miedzy Rafą a Ari, jest taka przyjemna relacja (jakkolwiek by to nie zabrzmiało xd ).
    Cała promienieje przy nim , można powiedzieć jest szczęśliwa ? :)
    Fajna byłaby z nich parka :]
    Czekam , czekam na next i w międzyczasie zapraszam do siebie :))
    https://neymarovaa.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty