XXV: I, oh, I don't know how else to sum it up. 'Cause words ain't good enough.


                Dni mijały mi jak w kalejdoskopie. Od rana do południa na uczelni. Potem dwie godziny przerwy, które zazwyczaj spędzałam razem z Anią, Robertem i Klarą na wspólnym posiłku, zabawie, a czasami treningu. Od godziny czternastej do osiemnastej odbywałam praktyki w jednej z prywatnych klinik sportowych, skąd z kolei odbierał mnie Isco. Razem jechaliśmy do domu Alarconów i oglądaliśmy filmy, gotowaliśmy albo rozpieszczaliśmy Juniora. Codziennie rozmawiałam z Rafaelem, a kiedy któreś z nas miało więcej wolnego czasu, to się odwiedzaliśmy. Nie było to jednak zbyt często, co powodowało niemałą frustrację Brazylijczyka.
                Nie powiedziałam mu. Wiem, że powinnam, ale nie potrafiłam. Bałam się tego, co zobaczę w jego oczach i zawsze w ostatniej chwili tchórzyłam. Nienawidziłam się za to. Nie zerwałam z Rafinhą, ale też nie odsuwałam się od pocałunków Francisco.
                Hiszpan wiedział, że go kocham, a ja wiedziałam, że on kocha mnie. Jednak nic się przez to nie zmieniło. Nadal tkwiliśmy w tym dziwnym układzie. Nie byliśmy ze sobą, a jednak w wielu momentach zachowywaliśmy się, jakbyśmy byli parą. Razem wybieraliśmy ubrania i zabawki dla Juniora, na zmianę czytaliśmy mu bajki na dobranoc, oglądaliśmy z nim kreskówki, bawiliśmy się. Chłopiec bardzo się do mnie przywiązał i nie skończyło się na pojedynczym nazwaniu mnie mamusią. Od pewnego czasu nie istniała dla niego ciocia Ari – była już tylko i wyłącznie mami, no ewentualnie mamita, będąca imitacją mamacity Isco.

                Nie mogłam już wysiedzieć na tym nudnym jak flaki z olejem wykładu starego profesora Albatreza dotyczącego historycznych już metod leczenia zwyrodnień stawu biodrowego oraz kolanowego. Ugh, ten facet naprawdę potrafił uprzykrzyć nawet najmilszy dzień! Władze uczelni nie mogły go jednak zwolnić, bo bali się utracenia dotacji w przypadku zbyt małej ilości profesorów w naszej katedrze. Więc tkwiłam już drugą godzinę w małej, zatęchłej salce, w której wykładowca nie pozwalał otwierać okien, bo bał się przeziębić – na zewnątrz było jakieś dwadzieścia stopni Celsjusza!
                Odliczałam już minuty do końca zajęć, gdy nagle mój telefon zawibrował. Dyskretnie wyciągnęłam go z kieszeni i odczytałam wiadomość, która momentalnie podniosła mi ciśnienie.
Junior ma gorączkę i cały czas wymiotuje. Nie chce jeść ani pić. Nie wiem już, co robić. Zabieram go do szpitala.
Zerknęłam na zegar – zostało jeszcze raptem dziesięć minut wykładu, więc odpisałam:
Zaraz kończę zajęcia. Podaj mi adres. Zamawiam taksówkę i jadę do was. Postaraj się dać mu coś do picia.

Następnie szybko zamówiłam taryfę, a kiedy profesor nas pożegnał, wystrzeliłam z sali jak z procy. Wsiadłam do auta, podałam kierowcy adres szpitala i nerwowo przygryzałam wargę podczas drogi.
                W rejestracji pokierowali mnie na oddział pediatrii na trzecim piętrze. Nie miałam zamiaru czekać na powolną windę, więc pobiegłam schodami. Gdy tylko ujrzałam piłkarza z malcem w ramionach, serce mi się krajało. Chłopczyk wyglądał na bardzo zmęczonego i osłabionego. Podeszłam do nich i ucałowałam trzylatka w czoło.
– Kochanie, jak się czujesz? Boli cię brzuszek? – zapytałam. Dziecko w odpowiedzi pokiwało głową i wyciągnęło w moją stronę pulchne rączki.
Mami, chce na rączki! – jęknął. Spojrzałam na poddenerwowanego zawodnika Królewskich, po czym zabrałam od niego loczka.
– Próbowałeś robić mu okłady, żeby zbić gorączkę?
– Tak. – ścisnął palcami nos u nasady – Nic nie dało. A jak zaczął już go boleć ten brzuch i zaczął wymiotować, to postanowiłem nie ryzykować z żadnymi lekami i przyjechać do lekarza…
– Kto był z nim rano?
– Ja. – pokręcił głową – Nie pojechałem na trening. Nie chciałem zostawiać go w takim stanie z  opiekunką.
– Isco, mogłeś zadzwonić do mnie wcześniej. Urwałabym się z zajęć. Zdrowie Juniora jest przecież ważniejsze niż jakiś durny wykład starego zrzędy… – kołysałam delikatnie dzieckiem, głaszcząc jednocześnie jego włosy.
– Przepraszam. Najpierw myślałem, że to nic poważnego… – spojrzał mi prosto w oczy – Dziękuję, że przyjechałaś.
– Przecież was kocham, głupku. – prychnęłam – Gdzie ten lekarz? – jak na zawołanie z gabinetu wyszła lekarka.
– Francisco Alarcón. – wyczytała – Zapraszam do środka rodziców z synkiem – uśmiechnęła się, puszczając nas przodem.
                Wizyta nie była zbyt długa, ale wydawało mi się, że kobieta dobrze i szczegółowo zbadała naszego brzdąca. Okazało się, że od jakiegoś czasu w powietrzu krążył jakiś wirus i Junior musiał go podłapać podczas jakiejś wizyty w parku, na placu zabaw czy od opiekunki, która zajmowała się też przecież innymi dziećmi…
                Nieco ponad godzinę później wróciliśmy do domu obładowani torbami z apteki. Od leków przepisanych przez panią doktor przez witaminy na wzmocnienie, aż po herbatki na przeziębienie – tak na wszelki wypadek, żeby były w apteczce.
                Spróbowałam nakłonić Juniora do chociaż maleńkiego posiłku. Poszło mi średnio, ale najważniejsze, że w ogóle coś zjadł. Potem Francisco podał mu leki i położył spać. Zaparzyłam nam herbaty i usiadłam na kanapie w salonie. Przełączyłam kanał z bajkami na jakąś telenowelę i czekałam, aż brunet wróci z piętra.
– Zasnął… – westchnął ciężko, opadając na miejsce obok mnie – Oby szybko mu ten wirus odpuścił. Nie mogę patrzeć, jak on się tak męczy.
– To na pewno przez tę opiekunkę. – warknęłam wściekła – Tyle razy mówiłam ci, że jest niekompetentna.
– Daj spokój. Czepiasz się jej przy każdej okazji – przewrócił oczami.
– Bo uważam, że źle się zajmuje małym!
– Tak? A mnie się wydaje, że przeszkadza ci to, że jest młoda i całkiem ładna. – zaśmiał się na moją minę i przyciągnął do siebie mocno – Skarbie, przecież ja nic do niej nie mam i doskonale to wiesz.
– Czyżby? To do kogo coś masz? – zwęziłam oczy w szparki.
– Do ciebie. – wyszczerzył się muskając moje usta – Tylko do ciebie, mamacita – pocałował mnie ponownie, tym razem zdecydowanie pogłębiając pieszczotę. Chwycił mnie za pośladki i posadził sobie na kolanach.
– Isco… – jęknęłam – Junior… – wyszpetałam.
– Nie spał całą noc. Teraz będzie spał jak suseł. Zresztą, mamy elektryczną nianię w sypialni. – zszedł z pocałunkami na moją szyję – Bardzo się za tobą stęskniłem.
– Mmm, ja za tobą też. – wplotłam palce w jego ciemne włosy. Było mi z nim tak dobrze. Jednak dźwięk mojej komórki przerwał naszą chwilę – Cholera, telefon – wstałam i podeszłam do stolika, gdzie leżało urządzenie.
– Kto ma czelność nam tak przeszkadzać? – stęknął Hiszpan. Zerknęłam na ekran, po czym niepewnie na Alarcóna. Zrozumiał i nie był zachwycony – Jasne. Twój chłoptaś. – parsknął, wstając natychmiast na nogi i wychodząc z pomieszczenia – Idę do syna. Dam sobie radę. Możesz już sobie iść. Dzięki.
                Po krótkiej rozmowie z Rafaelem, podczas której byłam nieco zdezorientowana i rozdrażniona, udałam się do pokoju chłopczyka. Isco stał tyłem do mnie, opierając się o łóżko pierworodnego. Odwrócił się, kiedy usłyszał moje kroki. Przybrał wściekłą minę i syknął w moją stronę:
– Miałaś sobie już iść.
– Ugh, daj spokój, Isco. Dziecko jest chore, więc to chyba oczywiste, że zostanę z nim na noc i jutro, kiedy pójdziesz na trening. Poprosiłam już koleżankę, żeby wpisała mnie na listę i wysłała notatki.
– Jestem jego ojcem. Sam się nim zajmę. Wezmę wolne.
– Proszę cię. – westchnęłam, podchodząc bliżej i obejmując go od tyłu – On nazywa mnie swoją mamusią, więc sądzę, że chciałby, żebym też się nim zaopiekowała, kiedy źle się czuje… A ty nie możesz pozwolić sobie na opuszczenie dwóch sesji treningowych pod rząd i oboje dobrze o tym wiemy. – wtuliłam twarz w jego ramię – Zostanę z nim, a ty przyjedziesz do nas prosto po treningu. Ugotuję coś, może mały w końcu zje trochę więcej.
– Jeśli chcesz… – zmiękł.
– Oczywiście, że chcę. – cmoknęłam jego zarośnięty policzek – Przenocujesz mnie? – zmierzył mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
– Pewnie, że tak. – objął mnie swym umięśnionym ramieniem tak, że teraz staliśmy wtuleni w siebie, wpatrując się w śpiącego chłopczyka – Ostatnio miał ochotę na ten twój ryż na mleku, więc może to ugotujesz?
– Nie ma problemu. – uśmiechnęłam się lekko – Ty też zjesz, czy mam ci naszykować coś innego?
– Zjem ryż na mleku, kochanie.



***
* wers tytułowy - "Better than words" One Direction

Pojawiam się z nowym rozdziałem. Nie jestem z niego zadowolona, ale cieszę się, że już jest! Mam nadzieję, że Wy chociaż odrobinkę też, co? ;p
Przed nami jeszcze kilka rozdziałów, a potem to, na co czekam ja czyli EPILOG! <3 Jest już w całości przygotowany i mogę zapewnić, że będzie to najdłuższy z wstawionych tu rozdziałów (a może i w ogóle kiedykolwiek przeze mnie napisany? XD), będzie się działo bardzo dużo, będą 4 (!) perspektywy i... chyba uda mi się Was zaskoczyć - no może poza Oliwią, która znając życie albo mnie rozgryzie, albo wyciągnie ze mnie wszystko zanim wstawię epilog na bloga. Oliwia - nawet nie próbuj, bo wiesz, że się złamię! ;p
Opowiadanie na pewno dokończę - za bardzo podoba mi się zakończenie, żebym tego nie zrobiła. XD Kiedy kolejny rozdział? Nie jestem w stanie tego określić, ale na pewno NIE do końca przyszłego tygodnia, bo nie będę miała czasu na pisanie, a nie mam nic na zapas... Cały przyszły tydzień spędzam na obozie w Dojo Stara Wieś z masą miejmy nadzieję pozytywnie zakręconych ludzi i Healthy Teamem, więc jeśli uda mi się to przeżyć i wrócę cała do domu, to... Mam już wolne i będę mogła pisać od rana do nocy, więc powinna się pojawić u mnie jakaś regularność. ;) 
Także trzymajcie za mnie kciuki!
Luv ya <3

PS Jak widzicie, zmieniłam nazwę bloga na taką, która lepiej będzie oddawała całokształt tej historii. ;)

Komentarze

  1. Miałam napisać wcześniej, ale takie uroki wakacji, nigdy nie wiesz co się stanie no.. Haha, ale jestem !
    Mówiłaś, że mam nie zabić i wiesz co? Nie zabiję! Tego mi nie zdradziłaś, ale spodziewałam się i to bardziej niż myślisz.
    Z jednym prowadzi normalnie życie, jako dziewczyna Isco i matka Juniora (do której bycia się poczuwa), z drugim.. też go niby kocha.. i jakkolwiek to zabrzmi.. To taki trochę chłopak na telefon, no nie? I to nie wprowadza do jej życia większych zmian, poza chwilowym zdezorientowaniem i rozdrażnieniem. Czyyyyli, nie wnosi tak naprawdę nic. Czyli mogłaby zrezygnować z Rafela....ale go kocha..Albo i nie, bo skoro nawet nie ma go w jej życiu, a na telefon nawet nie cieszy.. To (jak śpiewa Kayah) Po co po co po co po co? To jest może jakieś wyższe stadium logiki, którego nie posiadam.... .... ... [przemilczenie jak u Norwida .]
    Szkoda mi w tym wszystkim obu panów. Bo jeden ma nadzieję na coś więcej, bo w sumie trochę przeciągnął ją na swoją połowę.. A drugi nie ogarnia do końca sytuacji, myśli, że ma dziewczynę, a jednak tak trochę nie bardzo. Isco naprawdę musi ją bardzo kochać (albo być psychiczny/zdesperowany), żeby akceptować to, że jest dziewczyną kogoś innego. Tak słabo, nie być jedynym facetem w życiu swojej kobiety. To nie Arabia Saudyjska, halo. I jeszcze dziecko w tym cierpi, mama, mama, a zaraz może mamy nie mieć. I to mamy nr.2, więc będzie miało już jakiś szok, każe ojcu iść do klasztoru, bo jak usłyszy o mamie 3, to będzie miał tik nerwowy.
    Gdzieś z tyłu głowy mam, żeby każdy kopnął ją w tyłek, została sama i przemyślała swoje niezdecydowanie i do czego to prowadzi. Potem może do któregoś wróci, aczkolwiek ty wiesz, że nie pogniewam się, jak będzie jeszcze ktoś trzeci.. #TeamPatologiaNaCałego #TwójHaremTwojeMałpy
    Też ekscytuję się na epilog, bo wiem, że będzie sztosem niezwykłym, ale jeszcze go nie chcę, chcę rozdziałów, rozdziałów, rozdziałów i jeszcze więcej rozdziałów.
    O Dojo się nie bój, paczka z bekonowymi czipsami, żelkami, czekoladą, piankami, tortem glutenowym z tłustą jak tłuszcz śmietaną są w drodze. Przeżyjesz!
    Czekam zatem na maraton rozdziałów po twoim powrocie^^
    Luv yaa tooooo! <33


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój harem, moje małpy? :D Made my day xdd
      Serio wysłałaś mi paczkę? :o Kocham po prostu <3
      Uwielbiam Twoje komentarze i motywacyjne wiadomości, więc domagam się ich na obozie! W nagrodę oferuję kilka rozdziałów przed epilogiem - inaczej zakończę to zaraz po przyjeździe ;p

      Usuń
  2. Myślałam że Ari pogada z Rafciem, a tu dupka. Z jednej strony chcę jej szczęścia, ale z drugiej nie chciałabym żeby Brazylijczyk ucierpiał, bo ona w międzyczasie zabawia się z Isco, do którego swoją drogą przestałam coś mieć, bo on ją kocha i również chce jej szczęścia. Sytuacja jest naprawdę pogmatwana, ale myślę że dłużej ciągnąć tego nie powinna i niech zadecyduje o swojej przyszłości, a wiadome jest to, że któryś z dwóch Panów będzie cierpiał i czuję, że raczej to będzie Rafcio, ku mojej wielkiej rozpaczy..
    No nic, życzę Ci weny i zapraszam do siebie, bo tam już od jakiegoś czasu nowy rozdział czeka.
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, wiec.... nie wiem czy Ari myśli, że w ten sposób będzie sobie mogła w spokoju żyć, ale tak zdecydowanie nie będzie. Rani Rafę (on jeszcze nawet nie wie, ze jest raniony), rani Isco i przede wszystkim tez juniora, który przywiązał się do niej i jeśli wyjdzie, ze nagle ubzdura się jej, ze woli Rafę, to znikając zrani jego malutkie serduszko... moje natomiast rozpłynęło się na „naszego brzdąca”... no cóż, mimo ze nie popieram tego, co robi Ari, to wciąż jestem team Isco i mam nadzieje, ze wreszcie wszystko się wyjaśni i ułoży. Nie wiem jak to rozwiążesz, dlatego jestem bardzo ciekawa!! czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym powiedzieć "Ari kocha Isco", ale w sumie tutaj wszystko jest możliwe ;D Dlatego cierpliwie czekam, tym bardziej, że szykujesz jakąś bombę ... a przynajmniej ja mam takie wrażenie :P
    Ari nie powiedziała nic Rafie ... dlaczego? Sądzę, że gdyby była pewna wszystkich swoich uczuć to jakoś by przeżyła ból w jego oczach. A tak, to nadal stoi pomiędzy dwoma facetami. Kocha Isco, spędza z nim i jego synem większość czasu, ale nadal tkwi w związku z Brazylijczykiem.
    Biedny mały Junior :( Złapał jakiegoś wirusa i musiał się męczyć. Na całe szczęście niż poważniejszego się nie stało. Ari się nim na pewno świetnie zajmie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ta Ari.. Dalej tkwi między młotem a kowadłem. Kojarzy mi się to z wierszykiem " Osiołkowi w żłoby dano, w jednym owies, w drugim siano..." Kocha obu- to pewne ( chyba). Bo z drugiej strony wydaje mi się, że uczucie do Brazylijczyka słabnie. Odnoszę momentami wrażenie jakby już nawet rozmowy telefoniczne z Rafą, były dla niej stratą czasu :-( Niech ta dziewczyna się w końcu na coś zdecyduje bo naprawdę.. Mam tylko nadzieję, że z maluchem będzie wszystko w porządku, ale mając takiego opiekuńczego tatusia, to na końcu musi być wszystko dobrze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Możesz być pewna, że w niedalekiej przyszłości tu wpadnę i postaram się wszystko nadrobić.
    Już jesteś u mnie na miejscu pierwszym w opowiadaniach 'do czytania'!
    A tymczasem zapraszam do siebie na coś nowego.
    https://mas-que-amigos-coccinelle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty