Epilog
– Nie, jaja sobie ze mnie robisz, do cholery?! – krzyknął, pociągając
za końcówki czarnych włosów.
– Isco, uspokój się, proszę – chciałam chwycić go za dłoń, ale szybko
się odsunął.
– Umawialiśmy się, że załatwisz wszystko, kiedy pojadę na kadrę!
Miałem wrócić po Mistrzostwach do domu na kilka dni i mieliśmy lecieć we trójkę
z Juniorem na Dominikanę! Wszystko miało się w końcu unormować!
– Isco…
– Nie, Ari. – pokręcił głową – Zgodziłem się nawet na to, żebyście
razem lecieli na to pieprzone wesele Roberto do Izraela! Zżerała mnie zazdrość,
że będziecie tam we dwójkę. W jednym apartamencie, w jednym łóżku. Nie byłem w
stanie zmrużyć oka przez te cztery cholerne dni! Bałem się, że przez ten wyjazd
z nim zmienisz zdanie… – usiadł i schował głowę w dłoniach – Próbowałem sobie
tłumaczyć, że przecież mnie kochasz… Ale jak widać miałem prawo mieć
wątpliwości, bo wróciliście stamtąd już dawno temu, a ty nadal jesteś jego
dziewczyną!
– Isco, to nie jest takie łatwe. Dobrze o tym wiesz… – wyszeptałam.
– Nie? No popatrz, a ja myślę, że to jest całkiem kurewsko proste. Bo
albo chcesz ze mną być, albo nie. Dla mnie sprawa jest jasna. – wzruszył
ramionami – Ari… Kocham cię jak kretyn, ale proszę cię, nie zwódź mnie dłużej.
Pomyśl o Juniorze. On z każdym kolejnym dniem przywiązuje się do ciebie
bardziej. On traktuje cię jak matkę. Nie rób nam tego. Albo odejdziesz teraz od
Rafaela, albo zostaw w spokoju nas.
– Ja… Daj mi trochę czasu.
– Do cholery, miałaś na to wystarczająco dużo czasu! – ryknął tak
głośno, że aż się przestraszyłam – Ty po prostu nie chcesz od niego odejść!
– To nie tak! – zaszlochałam.
– Przepraszam cię, ale ja nie mogę tak dłużej. – spojrzał na mnie, a w
jego oczach dostrzegłam łzy – Zabierz proszę swoje rzeczy.
– C-co? – przełknęłam głośno ślinę – Isco, co ty…
– Spakuj swoje rzeczy i wynoś się z mojego domu, Ari – powiedział
zdecydowanym głosem.
– Isco, no co ty… Nie mówisz poważnie – próbowałam zbliżyć się do
niego, ale wstał z kanapy i podszedł do okna.
– Wręcz przeciwnie, Ari. Robię to, co powinienem zrobić już wtedy,
kiedy powiedziałaś mi, że nie wiesz, którego z nas kochasz bardziej. Wtedy
pewnie bolałoby mniej. Lepiej, żebym zrobił to teraz niż klękając na jedno
kolano usłyszał, że Rafa też ci się oświadczył.
– Nie mów tak…
– Ale taka jest prawda, do cholery! Ari, bądźmy szczerzy. Gdybyś
kochała mnie tak bardzo jak mówisz, odeszłabyś od Rafaela już kilka miesięcy
temu. Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale nie mogę myśleć tylko o sobie. Ja mam
małego synka, który zasługuje na normalną rodzinę, a nie na pseudo mamę, która
jest z nim jedynie przez część czasu, bo w innym mieście ma drugie życie, drugą
rodzinę… Zrobiłbym dla ciebie prawie wszystko, Ari. Ale nie jestem w stanie
poświęcić szczęścia swojego syna dlatego, że ty jesteś niezdecydowana. Po
prostu nie mogę.
Bez słowa, ze
łzami w oczach poszłam na piętro. Otworzyłam wielką szafę w sypialni i
wyciągnęłam z niej jedną z toreb sportowych Alarcóna. Złapałam kilka moich
ciuchów, które u niego trzymałam i wrzuciłam do środka. Potem podeszłam do
komody, wysunęłam moją szufladę i w pośpiechu wrzuciłam większość jej
zawartości do torby. Zasunęłam zamek i zbiegłam po schodach. Zatrzymałam się w
korytarzu. Odłożyłam torbę na podłogę i podeszłam do Francisco. Nadal stał w
tym samym miejscu. Oczy miał czerwone od płaczu. Tak jak ja. Objęłam go od tyłu
i wtuliłam głowę w jego plecy. Poczułam, jak cały się spiął w odpowiedzi na mój
dotyk. Powoli się do mnie odwrócił. Nie byłam w stanie zrobić nic innego, jak
przyciągnąć go do siebie bliżej, ująć jego policzki w dłonie i pocałować.
Ten jeden, ostatni raz.
Pocałunek był długi, głęboki, przepełniony smutkiem, żalem i tęsknotą.
Oboje nie tak wyobrażaliśmy sobie jego
powrót do domu z Rosji. Miało być zupełnie inaczej. Mieliśmy być szczęśliwi.
Mieliśmy pojechać we trójkę na zasłużone wakacje. Miałam powiedzieć mu coś
ważnego…
Lecz Isco miał rację. Nie mogłam ciągnąć
tego podwójnego życia w nieskończoność, a nie wiem, czy nie byłabym zmuszona
pozostawić w swoim życiu Rafaela, wybierając związek z Isco. I na odwrót. To
wszystko stało się zbyt skomplikowane. To JA za bardzo skomplikowałam tę
sytuację, krzywdząc przy okazji trzech wspaniałych mężczyzn.
Musiałam odejść. Pozwolić Isco i
Juniorowi żyć beze mnie i być szczęśliwymi. Musiałam. I właśnie to robiłam. Z
krwawiącym sercem, ale w końcu postępowałam właściwie. A przynajmniej taką
miałam nadzieję.
– Wyjadę z miasta. Zniknę tak, by nie utrudniać niczego ani tobie, ani
małemu. – pokiwał głową – Chciałabym tylko, żebyś mu powiedział, że kocham go i
zawsze będę kochać, dobrze?
– Okay – wychrypiał.
– Przepraszam, że tak namieszałam w waszym życiu. Nigdy nie chciałam
was skrzywdzić. – chwyciłam torbę i otworzyłam drzwi wejściowe – Isco… –
ostatni raz zerknęłam w jego stronę – Ja cię naprawdę kocham. Bądź szczęśliwy,
skarbie – nie wytrzymałam i głos załamał mi się na końcu zdania.
Wybiegłam czym prędzej z jego domu,
czując jak pęka mi właśnie serce. Pokierowałam się nie do domu Lewandowskich, a
do auta. Wsiadłam i ruszyłam z piskiem opon. Robiło się coraz ciemniej, ale to
mnie nie obchodziło. Przed wjazdem na autostradę na pewno złamałam kilka
przepisów. Chciałam jednak jak najszybciej znaleźć się w Barcelonie, gdzie
jeszcze przez dwa dni miał przebywać Rafael. Potem razem z Thiago, Julią,
Gabim, Thaisą i ojcem mieli lecieć do Vigo na pewien czas. A ja nie chciałam,
by ktoś przeszkadzał nam w rozmowie. Musiałam załatwić to jak najszybciej.
Zanim się rozmyślę.
W stolicy Katalonii zawitałam chwilę po
trzeciej nad ranem. Po cichu weszłam do mieszkania mojego „chłopaka”. Zapaliłam
światło w kuchni. Nalałam sobie soku do szklanki i usiadłam przy wyspie
kuchennej. Nie chciałam iść się położyć do łóżka. Nie mogłabym…
– Ari? Co ty tu robisz o tej porze? – wyszedł z sypialni, przecierając
oczy.
– Musimy porozmawiać, Rafa – pociągnęłam nosem.
– Coś się stało? – zapytał niepewnie, wypijając resztę zawartości
mojej szklanki – Masz minę, jakby ktoś umarł.
– Zdradziłam cię. – wyrzuciłam z siebie – Tak cholernie mi wstyd, że
ci to zrobiłam… Przepraszam, Rafa. Po tym wszystkim, co przeszliśmy… Znowu cię
skrzywdziłam. Jestem idiotką i zdaję sobie z tego sprawę. Nie będę ci tu teraz
mówić, że żałuję, że to nic nie znaczyło… Bo to i tak nic już nie zmieni.
Chciałam po prostu powiedzieć ci to sama, bo zasługujesz na szczerość z mojej
strony. A i tak zrobiłam to za późno…
– Ari… – westchnął – Isco, prawda?
– Skąd wiesz?
– Bo wtedy w szpitalu mi powiedział, że cię kocha i chce założyć z
tobą rodzinę. – prychnął – Odchodzisz do niego?
– Nie. – pokręciłam głową – Kilka godzin temu ładnie mnie poprosił,
żebym łaskawie wyniosła się z ich życia. – moje oczy znowu się zaszkliły – I
miał rację. Jestem złym człowiekiem, Rafa. – wzruszyłam ramionami, próbując się
uśmiechnąć – Taka jest prawda.
– Nie mów tak… – złapał mnie za dłoń – Jesteś wspaniałą dziewczyną.
– Nie. Gdybym taka była, nie krzywdziłabym każdego, kogo kocham. Nie
skrzywdziłabym tak bardzo ciebie. – zaszlochałam – I nie skrzywdziłabym też
Isco i Juniora. Jestem potworem. Nie wiem, jak wy mogliście kogoś takiego
pokochać.
– Chyba po prostu masz coś w sobie, diabełku – otarł łzy z mojego
policzka, posyłając mi słaby uśmiech.
– Rafa… Przepraszam. Za wszystko. Za te wszystkie złe chwile. Za ten
smutek. Nigdy nie chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał. Żeby ktokolwiek przeze
mnie cierpiał.
– Miłość i cierpienie zawsze idą ze sobą w parze. Tak jest stworzony
ten świat, Ari.
– Przez kilka pieprzonych miesięcy nie byłam w stanie zdecydować,
którego z was bardziej kocham, rozumiesz? – zaśmiałam się przez łzy – Tkwiłam w
tym gównianym układzie, zakłamaniu raniąc was obu i Bogu ducha winne dziecko!
– Ari…
– Nie zasługujecie na cierpienie. Zasługujecie na kogoś dużo lepszego
niż ja. Dlatego postanowiłam, że…
– Ari – przerwał mi.
– Nie, Rafa. Daj mi dokończyć. – wzięłam głęboki wdech – Odchodzę.
Znikam. Usuwam się z życia Isco i twojego. Nie chcę nikogo więcej krzywdzić.
Kocham was obu. Czego bym nie zrobiła i tak ktoś będzie nieszczęśliwy. Nie chcę
żyć z tym piętnem. Jesteście świetnymi, młodymi facetami i na pewno znajdziecie
sobie jakieś świetne kobiety. A mnie już nigdy nie spotkacie.
Wstałam z
siedzenia, poszłam do sypialni. Spakowałam swoje rzeczy i wróciłam.
Brazylijczyk nie poruszył się ani na centymetr. Podniósł się dopiero, gdy
usłyszał odgłos opadającej na podłogę torby.
– Ari… Wiesz, że cię kocham – podszedł bliżej, delikatnie mnie
obejmując.
– Wiem, Rafa. – pogłaskałam go po policzku – Ja ciebie też kocham –
musnęłam delikatnie jego usta, a on pogłębił pocałunek.
– Może… – zaczął, ale weszłam mu w słowo.
– Nie, Rafa. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich. Już nigdy się nie
zobaczymy.
Po raz ostatni
musnęłam jego pełne wargi, chwyciłam torbę i wyszłam z mieszkania. Wraz z
dźwiękiem zatrzaskiwanych drzwi to, co zostało w moim sercu, potłukło się w
drobny mak.
W drodze
powrotnej nawet na chwilę nie przestałam płakać. Pewnie nie powinnam prowadzić
w takim stanie, ale tak naprawdę miałam to w owym momencie głęboko w dupie.
Przeżywałam właśnie najgorsze chwile w swoim życiu i nie istniało dla mnie nic
więcej.
Pędziłam do
Madrytu na złamanie karku. Na podjeździe Lewandowskich zaparkowałam w chwili,
gdy wybiło południe. Weszłam do posiadłości i od razu ruszyłam na górę, do
swojego pokoju. Wyjęłam spod łóżka dwie walizki, w które zaczęłam się pakować.
Nie miałam zamiaru zabierać wszystkiego. Ciuchy, które były w stylu Ani bądź
Pilar postanowiłam zostawić do ich użytku. Chciałam odciąć się od tego
wszystkiego grubą kreską.
Po zakończeniu
walki z zamkiem, włączyłam laptopa i zabukowałam dwa bilety. Jeden na lot do
Warszawy – stamtąd chciałam pojechać na Mazury do Ani i Roberta na kilka dni.
Drugi bilet był do Grecji. Od zawsze chciałam zwiedzić Attykę. Zarezerwowałam
sobie więc domek w miejscowości Mati. Miałam nadzieję, że trochę tam odpocznę,
odetnę się od Hiszpanii, zresetuję i naładuję baterie. Na jak długo? Zobaczymy.
***
Polska przywitała
mnie upałem. Żar lał się z nieba, a ja w takich warunkach jechałam małym
samochodem, który wypożyczyłam na Mazury. Lewandowscy wypoczywali tam po
powrocie Roberta z Rosji. Potrzebowali odciąć się od świata. A ja potrzebowałam
porozmawiać z przyjaciółmi.
Mała Klarcia tak
bardzo ucieszyła się na mój widok, że nie chciała mnie puścić przez bite dwie
godziny. Po wielu zabawach zrobiła się w końcu senna, więc Ania położyła ją
spać. Zostałam z Bobkiem w ogrodzie, popijając mrożoną herbatę.
– Wyprowadzam się z Madrytu – wyrzuciłam z siebie.
– Czemu? – zapytała Anka, która właśnie do nas wróciła.
– Isco poprosił, żebym zniknęła z ich życia. Miał rację, że tak będzie
najlepiej. – westchnęłam – Przez kilka miesięcy nie mogłam zdecydować, z którym
z nich chcę być, więc… – wzruszyłam ramionami – Kocham ich obu. I dla ich dobra
postanowiłam usunąć się z ich życia.
– Czy Rafa… – zaczął Lewy.
– Byłam u niego. Powiedziałam całą prawdę. I odeszłam. A teraz chcę
zniknąć na dobre z ich życia. Dlatego wyjeżdżam z Hiszpanii.
– Dokąd?
– Wrócę do Polski. Dokończę tu studia. Ale najpierw chcę się
zresetować.
– To znaczy?
– Za tydzień lecę do Grecji. Wynajęłam mały domek w Mati. Pozwiedzam
trochę. Oczyszczę umysł. Naładuję baterie na nowy początek. – zaśmiałam się,
ale przypominało to raczej histerię – Muszę być silna. Mam dla kogo. –
odwróciłam wzrok, przyglądając się pięknym widokom. Uśmiechnęłam się lekko i
powiedziałam sama do siebie – Będzie dobrze. Musi być.
Może i nie
powinnam. Obiecałam im obu, że to już koniec naszej znajomości, ale nie mogłam
się powstrzymać. W drodze na lotnisko zajechałam na pocztę i wysłałam dwa
listy. Oba o tej samej treści. Treści mojej ulubionej polskiej piosenki.
Kochanie strzeż się,
strzeż
Kochanie ostrożnie
Nie podchodź tak blisko
płomieni
Jeśli nie chcesz
W popiół się zmienić,
proszę
Kochanie strzeż się,
strzeż
Bo z miłością jak z
ogniem
Jeśli nie chcesz
By do cna cię strawił,
kotku
Z miłością nie ma zabawy
I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegałam go
On płonął jak żywa
pochodnia
Więc jaki sens
W kochaniu jest
Gdy wokół miejsca brak
Dla spalonych serc
Kochanie ty strzeż się,
strzeż
Kochanie nie zbliżaj się
Kochanie ostrożnie
Nie prowokuj mych
Ust czerwieni
Nie sobie jesteśmy
Przeznaczeni
I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegałam go
On płonął jak żywa
pochodnia
Więc jaki sens
W kochaniu jest
Gdy wokół miejsca brak
Dla spalonych serc
Kochanie ty strzeż się,
strzeż
Kochanie więc
Śpiesz się, śpiesz
Bo życie tak krótkie
jest
I zamiast dalej
Tak tonąć wolę
Choć raz w swoim
Życiu spłonąć
I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegali mnie, ja płonę
Jak żywa pochodnia, jak pochodnia
Bo taki sens w kochaniu
jest
Że choć miejsca brak
Dla spalonych serc to ja
Tyle spalonych serc
Kochanie ja też
Kochanie ja też
Kochanie, też spłonąć
chcę
A.
<3
ISCO
Zostało
mi jeszcze trochę czasu przed powrotem do treningów, ale nie potrafiłem się
cieszyć czasem wolnym. Odwołałem rezerwację na Dominikanie. Byliśmy z Juniorem
kilka dni u moich rodziców, ale potrzebowałem pobyć sam w swoim domu. Dlatego
zostawiłem synka u jego dziadków, a sam wróciłem do stolicy.
Zanim
wszedłem do domu z walizką, postanowiłem sprawdzić skrzynkę na listy. Była
pełna. Wyjąłem korespondencję i pokierowałem się do środka. Rzuciłem papiery na
mały stoliczek w korytarzu, a sam poszedłem wykąpać się po podróży.
Zjadłem
coś na szybko, nalałem sobie do szklanki whisky i pochwyciłem listy. Pewnie
większość od fanów, którzy znaleźli w internecie mój adres, ale mogło tam być
też przecież coś, co mnie interesowało. O, jak właśnie pismo z banku albo…
Wrzosowa koperta ze starannie wykaligrafowanym moim imieniem i nazwiskiem?
Wszędzie poznałbym to pismo. Niewątpliwie należało do Ariadny. Nie byłem
pewien, czy chcę poznać zawartość. Ale coś mnie kusiło.
Pachnąca
kartka była złożona na pół, a w środku znajdował się jakiś tekst. Nie miałem
jednak pojęcia, co tam było napisane. To był jakiś szyfr? Nie wiedziałem, o co
chodziło. Dlaczego nie napisała po prostu po hiszpańsku tylko posługiwała się
jakimś sua…
– Moment! To przecież po polsku! –
pomyślałem. Szybko chwyciłem telefon i wybrałem numer sąsiada. Odebrał po kilku
sygnałach – Robert, cześć. Słuchaj, mam prośbę. Potrzebuję, żebyś coś mi
przetłumaczył, okay?
– Emm… No dobra – wydawał się być zbity z
tropu.
– Zaraz zrobię zdjęcie tekstu i ci wyślę –
nie czekając na odpowiedź, po prostu się rozłączyłem. Zrobiłem fotkę i wysłałem
mu MMS. Te kilka minut dłużyło się w nieskończoność. W końcu mój telefon się
rozdzwonił.
– Isco, nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi.
Dlaczego mi to wysłałeś?
– Stary, możesz mi po prostu powiedzieć, co
tam jest napisane? Czy to nie jest po polsku?
– Nie no, jest po polsku. Po prostu… –
westchnął – Nie mogę zrozumieć, dlaczego wysyłasz mi tekst polskiej piosenki. W
dodatku… – urwał.
– W dodatku co, Robert?
– W dodatku…ulubionej piosenki Ari –
wydusił z siebie.
– Dostałem to w liście. Od niej. – na linii
zapanowała cisza – Stary, powiesz mi, co tam jest?
– To tekst o miłości. O tym, żebyś uważał,
bo miłość jest jak ogień.
– A ten pogrubiony wers?
– Że ona płonie jak żywa pochodnia.
– Dzięki za pomoc, stary. Muszę kończyć.
Cześć.
Co
to do cholery miało znaczyć? Miała odejść, dać nam spokój… To nie tak, że o
niej zapomniałem, a ona rozdrapuje stare rany. Bo ja o niej nie zapomniałem.
Nigdy nie zapomnę. Przecież ją, do cholery, kocham!
Poszedłem
do sypialni. Chciałem wyjąć z komody laptopa, ale przez pomyłkę wysunąłem nie
tę szufladę. Tę, która należała do Ari. Zdziwiłem się, bo gdy otworzyłem ją
szerzej, zauważyłem, że coś leżało na samym końcu. Wyjąłem kawałek błyszczącego
papieru. Przedstawiało biało-czarne zdjęcie. Pod spodem był napis:
29.06.2018 Ariadna
Hakowska, 21 lat, 7. tydzień
RAFAEL
W Vigo czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Nie mogłem doczekać się powrotu do Barcelony i treningów. W
Katalonii miałem czym zając swoje myśli tak, by nie krążyły cały czas wokół
Ari. A niestety nie było to łatwe, gdy zewsząd otaczały mnie szczęśliwe pary i
rodziny.
Skrzynka oczywiście była
zapchana od różnych reklam i listów od fanów, którym udało się ustalić mój
adres. Po wejściu do mieszkania rzuciłem je bez zbędnych ceregieli na stół. Nie
chciało mi się tego teraz przeglądać, ale jedna koperta przykuła moją uwagę.
Była we wrzosowym kolorze – ulubionym kolorze mojej byłej dziewczyny.
Pochwyciłem list w swoje palce. Gdy tylko zerknąłem na pismo, byłem już pewien,
że to ona była nadawcą. Nie było innej opcji.
W środku, na złożonej kartce
widniał jakiś tekst. Wyglądał, jakby był tekstem piosenki, bo jedna zwrotka
powtarzała się. To było po polsku. Wiem, bo rozpoznałem jedno słówko, którym
zwykła mnie nazywać. Ale reszty nie rozumiałem. Mogłem zrobić w tej sytuacji
tylko jedno. Wybrałem szybko numer i przyłożyłem telefon do ucha.
–
Robert… Potrzebuję, żebyś coś mi przetłumaczył…
–
Niech zgadnę. Tekst piosenki, który dostałeś od Ari? – westchnął.
–
Tak. Isco też to dostał, prawda?
–
Tak.
–
Co tam jest?
–
To tekst jej ulubionej piosenki. O miłości. Miłość jest jak ogień.
–
A to pogrubione?
–
Że Ari płonie jak żywa pochodnia.
–
Robert… Ona jest teraz z wami? – zawahałem się, ale musiałem wiedzieć.
–
Nie. Poleciała do Grecji. Zwiedza Attykę. Zatrzymała się w Mati. Wynajęła tam
jakiś domek. Nie powiedziała, kiedy wraca.
–
Dobra, dzięki. Pozdrów Anię i małą.
–
Dzięki. Pa.
Siedziałem, gapiąc się tępo w
zapisaną kartkę. Nie wiem, ile czasu minęło, ale na dworze zdążyło się
ściemnić, a mnie z zamyślenia wyrwał dźwięk dzwonka telefonu. Zmarszczyłem
brwi, widząc na wyświetlaczu nieznajomy numer, ale coś mi podpowiadało, żebym
odebrał.
–
Tak?
–
Rafael? – odezwał się głos po drugiej stronie. Nie mogłem w to uwierzyć.
–
Isco? Co jest?
–
Stary, nie wiem, jak to powiedzieć, ale… – urwał.
–
No po prostu mów. Wiem przecież, że…
–
Ari jest w ciąży – rzucił.
–
No dobra. Tego nie wiedziałem. – na chwilę zapanowała między nami cisza – Ale
czego oczekujesz? Że ci pogratuluję?
–
Nie wiem, czy to moje dziecko.
–
Myślisz, że…
–
Skoro odeszła od ciebie i ode mnie na dobre, to ona też nie wie, czyje to
dziecko. – westchnął – Znalazłem zdjęcie USG w komodzie. Musiała o nim
zapomnieć, jak zabierała rzeczy… Zdjęcie jest z końca czerwca. Wtedy było
siedem tygodni. Rafa, musimy z nią porozmawiać.
–
Koniecznie. – pokiwałem głową, chociaż nie mógł mnie przecież zauważyć – Tylko,
że ona jest teraz w Grecji. Lewy powiedział, że pojechała zwiedzać Attykę i nie
powiedziała, kiedy wróci.
–
O kurwa! – wyrwało mu się – A powiedział dokładnie, dokąd pojechała?
–
Tak. Do jakiejś miejscowości o takiej krótkiej nazwie… – zastanowiłem się
chwilę – Mati!
–
O Boże. Proszę, powiedz, że żartujesz!
–
Nie, dlaczego? – zdziwiłem się.
–
Ja pierdolę! Włącz telewizję na 24horas!
–
Po co? – nie rozumiałem.
–
Włącz!
–
Dobrze, już dobrze. Nie wiem po jaką cholerę, ale już… – urwałem, widząc obrazy
pokazywane przez serwis informacyjny – Myślisz, że…?
–
Nie wiem, mam nadzieję, że nie, ale… Kurwa, Mati jest całe zniszczone! Nie wiem
jak ty, ale ja rezerwuję najbliższy lot.
–
Bukuj dwa bilety, ja już idę do auta i jadę do ciebie. Polecimy razem. A w
międzyczasie będę próbował się do niej dodzwonić.
–
Dobra, w kontakcie.
//
Lot, a potem droga z lotniska
dłużyły im się niemiłosiernie. Dzięki kontaktom ich agentów szybko dostali
dokładny adres, pod którym zatrzymała się Ariadna. Chcieli pojechać tam od
razu. Nie byli jednak gotowi na to, co zobaczyli.
Cała miejscowość była w
zgliszczach. Domy doszczętnie spalone. Tak samo drzewa, drogi. Ta miejscowość
wyglądała jak istne piekło na ziemi. Nie chcieli myśleć o tym, co się tu wydarzyło
i ile osób ucierpiało. Ich obu interesowała tylko jedna – a w zasadzie już dwie
osoby.
Kiedy dotarli pod maleńki domek,
nie potrafili wykrztusić z siebie żadnego słowa. Spojrzeli tylko po sobie i
zaczęli wydzwaniać, by uzyskać jakieś informacje. Do końca mieli nadzieję, że
dziewczynie jakimś cudem udało się uciec.
ARI
Byłam tak zmęczona dzisiejszym
spacerem i zwiedzaniem, że dosłownie padłam, kiedy tylko weszłam do domku.
Wypiłam szklankę wody i położyłam się na wygodnym łóżku. Postanowiłam, że teraz
się zdrzemnę, a jak się obudzę to zrobię sobie coś do jedzenia. Musiałam
przecież o siebie dbać. Mój brzuszek zaczął już się zaokrąglać. Uśmiechałam
się, widząc jak rosnę z dnia na dzień.
Obudziło mnie gorąco. Miałam
wrażenie, jakby ktoś napalił w kominku. Noce były tu bardzo ciepłe, ale teraz
to już jakaś przesada! Zrzuciłam z siebie cienki kocyk i przekręciłam się na
drugi bok. Usłyszałam krzyk. Wtedy otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy, bo
myślałam, że nadal śnię.
Przed domem paliło się. Weranda
już zdążyła się zająć. Słyszałam, jak ludzie krzyczeli głośno Pożar! Pali się!
Pomocy! Podbiegłam do drzwi. Próbowałam je otworzyć, ale nie byłam w stanie.
Klamka potwornie się nagrzała, a płomienie coraz to bardziej się do nich
zbliżały. Pobiegłam na drugi koniec domu. Rzuciłam krzesłem w okno, wybijając
je. Wspięłam się na parapet i wyskoczyłam na zewnątrz. Zrobiłam kilka kroków,
kiedy nagle przewrócił mnie podmuch gorącego powietrza. Kaszlałam. Oczy zaczęły
mi łzawić. Czołgałam się. Nie mogłam się podnieść. Poczułam, że coś mnie pali.
Moje ubrania się zajęły. Próbowałam je zdjąć, ale po moim ciele rozlał się
niewyobrażalny ból. Wszystko mnie piekło.
Zamknęłam
oczy.
Wiedziałam,
że to już koniec.
Próbowałam
krzyczeć, ale nie potrafiłam. Zaczęłam więc szeptać.
Przepraszam za
wszystkie krzywdy.
Kocham cię, moje
maleństwo.
Kocham cię, Junior.
Kocham was, Isco i
Rafa.
Bądźcie szczęśliwi.
Wycie syren nagle ustało, a ból powoli
znikał…
THE END
Ku pamięci ofiarom pożarów w Grecji [*]
Może się zastanawiacie, dlaczego nie pociągnęłam tej historii dłużej, ale wiecie, że podczas pisania tego opowiadania dużo się u mnie działo. Przez te wymuszone przerwy gdzieś tam chyba zagubiłam pomysł i wenę. Nie do końca wiedziałam też, którego z bohaterów wybrać i jak to rozwiązać, więc...napisałam epilog. Udało mi się Was zaskoczyć? Co sądzicie o takim zakończeniu? Dajcie mi proszę koniecznie znać w komentarzach! Piszcie nie tylko o samym epilogu, ale zachęcam, żebyście spróbowały całościowo podsumować "Miłość jak ogień". Nie gryzę i wszystko biorę na klatę!
A w międzyczasie pojawił się pierwszy wpis na nowym blogu "Pink skies", gdzie możecie poznać głównych bohaterów. http://pink-skies-bcn.blogspot.com/2018/09/no-1.html
Chciałabym też bardzo podziękować wszystkim osobom, które tutaj zajrzały i zostawiły po sobie ślad. Dziękuję za dziesiątki miłych słów i też otuchy, kiedy dowiedziałyście się o moich problemach zdrowotnych - to naprawdę wiele dla mnie znaczyło! Ale musicie wiedzieć, że całkiem możliwe, że nie dokończyłabym tej historii, gdyby ktoś nie ciągnął mnie za uszy i nie męczył o to, żebym coś w końcu wstawiła... Dziękuję Ci, Ty mój Loczku, kochany! I życzę Ci powodzenia na nowej uczelni - wierzę, że świetnie tam sobie poradzisz! A potem? Potem to będzie Dortmund z jacuzzi 👊
Chciałabym też bardzo podziękować wszystkim osobom, które tutaj zajrzały i zostawiły po sobie ślad. Dziękuję za dziesiątki miłych słów i też otuchy, kiedy dowiedziałyście się o moich problemach zdrowotnych - to naprawdę wiele dla mnie znaczyło! Ale musicie wiedzieć, że całkiem możliwe, że nie dokończyłabym tej historii, gdyby ktoś nie ciągnął mnie za uszy i nie męczył o to, żebym coś w końcu wstawiła... Dziękuję Ci, Ty mój Loczku, kochany! I życzę Ci powodzenia na nowej uczelni - wierzę, że świetnie tam sobie poradzisz! A potem? Potem to będzie Dortmund z jacuzzi 👊
Luv ya!
💘
Nie wierzę, że to już koniec... Trochę czuję się jak taka ciocia tego opowiadania i naprawdę jest mi szkoda, że to epilog. Szczerze mówiąc jeśli pomyśleć o początkach, to ledwo co pamiętam 🙈😄 (na pewno jeszcze kiedyś nie raz tu wrócę i będę czytała już je z innej perspektywy...), ale jednak mimo mojej sklerozy, to czas szybko popłynął i jakoś szybko to się skończyło 😭😭
OdpowiedzUsuńCiąży domyślałam się na bank.. Błagam (taka ostatnia wola odnośnie tego opowiadania), napisz mi czyje to miałoby być dziecko no.. Ja wiem, że tu się straszne rzeczy dzieją ale... Jestem specyficznym czytelnikiem. Takim irytyjącym co czepia się detali. A propos.. Werter (ten od Goethego, nie mylić z Götzego😂) umierał cały dzień z kulką w głowie.. Szczerze mówiąc, mogłaś trochę jeszcze napisać, żeby tak szybko nie kończyć...😄Muszę się opamiętać, bo jest już bardzo późno i mój czarny humor się włącza i to mocno( może kiedyś się tym podzielę... )Obiecałam że w epilogu napiszę coś wzruszającego, ale... Może w epilogu "Pink skies"?🙄😏
Napisać coś o wszystkim? Nasuwa mi się jedno. Jesteś przezdolna i przegenialna. Te wszystkie historie są cudownie przemyślane, dopracowane co do słowa i dialogu. Nie ma przegięcia ani w jedną, ani w drugą, wspaniała równowaga. Inspirujesz, czytając twoje opowieści (tzw. dzieła), też chce się tak pisać, tak ładnie, tak wciągająco, tak interesująco.. Inspirujesz też co do zabicia głównej bohaterki..I ty wiesz, że skoro jesteś moim guru i ja za guru podążam to...😏 nie róbmy niepotrzebnych spoilerów.
Uwielbiam to, jak ukształtowałaś każdy charakter, osobowość, nawet tych, drugo, trzecio planowych bohaterów. Każdy miał tu swoje, przemyślane miejsce i rolę do spełnienia. To jest prze, prze, przecudowne. A i nawet sam epilog zachwyca, nie jest nudny i przewidywalnym, tu się dzieje!!! Isco jak huknął to raz i porządnie, naprawdę! Prosiłam, jęczałam, marudziłam czemu i czemu on jej nie rzuci. Rzucił i to w iście wielkim stylu. Rafa chyba nawet nie zaskoczył, gdyby nie odeszła, myślę, że on by jej wybaczył i nawet wychował dziecko Isco. Tak by poklepał Ari po głowie i przygarnął do domu.. stało się jak się stało, ale chodzi o te charaktery, za które m.in cię podziwiam. Muszą być i takie i takie zakończenia i tak naprawdę nie mam żalu, ani nie jestem zła. Może jedynie będę cię namawiała na epilog 2, taki rok później np. i jak komu życie się potoczyło..hmmm???😏😎
OdpowiedzUsuńI ja myślę, że dokończyłabyś tą historię i bez trucia i zawracania głowy, a nawet tak zrobiłaś, bo wiem, że naprawdę jesteś dumna z tego opowiadania i sprawiło to Tobie radość, a na epilog to chyba tak niecierpliwie czekałaś jak i ja. I gdybym powiedziała "Adaj (gra słów! Hehe) spokój" to pewnie i tak byś wzięła swój zacny tyłek w troki i i tak, i tak, na przekór napisała to równie dobrze. Nie wiem, czy to ma sens, jakbyś czegoś nie zrozumiała to pisz, ja wytłumaczę, bo może przysypiam zbyt mocno😄I właśnie jedno musi się zmienić. Publikacja! To nie może być tak, że przez godzinę jedna z twoich czytelniczek robi z siebie publicznie największego pajaca internetów, bo ma jakieś psychofazy przed snem i niezużyte pokłady humoru które chcą się wydobyć i to koniecznie.
Zakończenie samo w sobie. Z jednej strony piękny gest, mogło to się skończyć inaczej, któryś mógł nie pozwolić jej odejść, Isco mógł znaleźć wcześniej USG, Lewandowscy nie daliby jej mieszkać w Polsce to może któryś z panów by się złamał i zaczął jej szukać.. To gdybanie, ale mogło...(tak tylko zauważam). Listów z piosenką nie do końca rozumiem..chyba też rzadko kiedy rozumiałam Ari, a to naprawdę fajne wykreować taki charakter, który jest zupełnie inny i wyłamuje się poza ramy i nawet ciężko się z nim identyfikować. Kolejne brawa! A co do listów.. przeprosiny czy wołanie o pomoc, wybaczenie?...
Jest już naprawdę późno a ja mam wykład na 8:00 i nie wiem co ja tu jeszcze robię... Ale nim opublikuję i zasnę to jeszcze jedno muszę napisać. DZIĘKUJĘ!❤️ Za każdy rozdział, poświęcone czas i serce. Wywołałaś tyle razy mój uśmiech, śmiech, irytację... Naprawdę, mimo dziwnych (czasem az bardzo) komentarzy, targałaś emocjami na prawo i lewo jak woźna starą szmatą po podłodze... (Zaczyna się głupawka, muszę kończyć!!) i za te emocje również dziękuję. To jest niezwykła umiejętność, także jak na studentkę lingwistyki z umiejętnościami językowymi przystało: szapobas🙈😂😂. I chociaż tu się część historii kończy.. ja nadal,tradycyjnie obiecam na koniec.. kiedyś napiszę normalny komentarz.
Kocham, ściskam, dziękuję (za wszystko!! Te życzenia powodzenia też, bo się przyda bardzo!) całuję i do następnego oczywiście, ale już gdzie indziej... aczkolwiek nie wykasowuję z zakładek tego opowiadania.. Będę tu wracać ❤️💕💕Po raz ostatni tu, dziękuję, cudowna, zdolna pisarko i pisz jak najwięcej się da, bo to ogromna przyjemność, zaszczyt i radość tu być i współtowarzyszyć ci w tej podróży prawie jak u Makłowicza😄💕Jak coś mi się przypomni to na pewno dopiszę, teraz już naprawdę dobranoc (pewnie dzień dobry jak to czytasz, jedyna normalna co w nocy śpi..) i do napisania gdzieś..tam❤️💕💕💕❤️❤️❤️
Luv ya tooo!!!
Ps. Po raz pierwszy chyba tutaj musiałam dzielić komentarz.. to się nazywa wena!!😏🙈💕
UsuńTeraz to ja siedzę jak debil na przystanku autobusowym przed szpitalem i mam zaciesz przez Ciebie! Ludzie pewnie myślą, że albo uciekam z więzienia które jest obok, albo jestem pacjentką oddziału psychiatrii za mną 😂
UsuńDziękuję! ❤️
PS Tylko epilog nr 2? Myślałam, że będziesz chciała drugą część, bo tak naprawdę przecież nie napisałam, że Ari nie żyje... 😜
Ojjj kochana ❤️ Jak już, to zdecydowanie ta druga opcja ucieczki🙈 A ps. to chciałam po prostu tak delikatnie zacząć temat i gdybyś się zgodziła na epilog dwa, wtedy bym napisała "to jak juz piszesz to weź może tak całą drugą część". Nie rujnuj mojego misternego planu😄 Buziaki!!!❤️
UsuńTo naprawdę koniec?
OdpowiedzUsuńTakiego epilogu nie spodziewałam się, naprawdę. Było w nim mnóstwo emocji - szczególnie na końcu. Mamma mia, dlaczego musiałaś zakończyć to w ten sposób? Nadal mam cichą nadzieję, że jednak Ari przeżyła, a swój wymarzony koniec dopisze sobie sama w myślach.
Wiesz, że od samego początku byłam #teamRafa i jak pojawił się Isco byłam niesamowicie zła. Liczyłam na szczęście z Brazylijczykiem i wg, ale... no właśnie. Z czasem zaczęłam się przekonywać do Isco i szczerze mówiąc już sama nie wiedziałam z kim wolałabym zobaczyć Ari na końcu. Chociaż wiem... nadal jestem za Rafciem i z nim chciałabym ją widzieć, bo było go mało w opowiadaniu, a ja tak strasznie go lubię.
O tym, jak uwielbiam twoją twórczość pisać nie będę, bo robiłam to nie raz i nie chce cię zanudzać. 😂😂😂
Teraz lecę czytać nowe opowiadanie i mam nadzieję, że tutaj może pojawi się jeszcze coś, co wyjaśni nam, jak zakończyła się historia Ari. Czy udało się jej przeżyć? Czy może wróciła do któregoś z piłkarzy. Proszę, rozważ to.
Buziaki!
Ojej, kochana moja! Dziękuję Ci za to, że jesteś tu ze mną już od kilku lat - od moich początków... <3 Cieszę się, że Ci się podobało mimo małej ilości Rafy (przepraszam Cię za to!).
UsuńCo do dalszych losów Ari i chłopaków... Pożyjemy, zobaczymy.
Buziaki, Słońce!
I oczywiście jest słynne LOL i opadnięta kopara ^^ Wiedziałam, byłam wprost przekonana, że mnie zaskoczysz, ale to że Ari zginie w pożarze? Ba! W ogóle nie myślałam o uśmierceniu kogokolwiek.
OdpowiedzUsuńPrzez tyle rozdziałów zastanawiałam się kogo Ari kocha bardziej ... a okazało się, że kochała obydwóch tak samo! A kto był ojciem jej dziecka? Tej tajemnicy nigdy nie rozwiążemy.
Decyzja Isco mnie zaskoczyła, ale muszę przyznać że zachował się dojrzale. Miłość miłością, szaleństwo szaleństwem, ale w tym wszystkim najważniejszy jest Junior. A Brazylijczyk? Przyjął rewelacje o zdradzie z pełnym spokojem. Serio, oczekiwałam wybuchu wściekłości, a jak widać to Isco ma charakterek :P
Bardzo lubiłam tą historię, zawsze zaglądałam tutaj z uśmiechem :) Masz świetne poczucie humoru, do tego te dwuznaczne teksty Isco ^^ Czytałam każdy rozdział z przyjemnością! Dlatego nie ma bata, abym nie odwiedzała Twojej nowej historii :) Dziękuję ;*
Bardzo mi miło za tak ciepłe przyjęcie! Dziękuję, że jesteś ;*
UsuńDobry wieczór!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością informuję Cię o II edycji przedwojennego konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”. Jeżeli chcesz podszkolić swoje pisarskie umiejętności, a przy okazji coś wygrać, ten konkurs jest właśnie dla Ciebie! Mimo że tematyka jest związana z dwudziestoleciem międzywojennym, można napisać opowiadanie w dowolnym klimacie oraz zarówno autorską opowieść, jak i fanfiction. Przewidziane są cenne nagrody, m.in. książki tematyczne, gazety, płyty CD, niespodzianki, ale przede wszystkim jest do wyboru dziesięć książek z różnych gatunków. Zapraszam Cię serdecznie do wzięcia udziału.
http://www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
Zapraszam również do wzięcia udziału w zabawach, gdzie także można zgarnąć nagrody książkowe.
http://www.przedwojenne-zabawy.blogspot.com
Pozdrawiam ciepło!
Sovbedlly
PS. Przepraszam za reklamę, lecz nie znalazłam innej zakładki.