I: And in the pocket of my jeans are only coins and broken dreams
Stojąc na hali monachijskiego lotniska, upewniła
się, że ma przy sobie przepustkę, poprawiła na ramieniu sportową torbę Nike i z
uśmiechem na ustach ruszyła na postój taxi. Wsiadła do taryfy, podała docelowy
adres i ruszyli.
Ariadna jeszcze
nigdy nie była na takiej imprezie. Owszem, jeździła na zawody, trenowała, ale
jeszcze nigdy nie była na tak dużym i zorganizowanym treningu, prowadzonym
przez certyfikowaną trenerkę. Na samą myśl, że dane jej będzie ćwiczyć pod
okiem kogoś tak profesjonalnego jak Anna Lewandowska, czuła podniecenie.
Po wspólnym
treningu miała się udać do szatni, którą zajmowała sama Ania, która chciała
zrobić sobie zdjęcie ze zwyciężczynią konkursu. Tak więc licealistka zapukała
do drzwi. Te po chwili się otworzyły, ukazując uśmiechniętą od ucha do ucha
kobietę.
– Cześć! Ty jesteś pewnie Ariadna. – zaprosiła ją do środka – Bardzo
się cieszę, że mogę cię w końcu poznać. Nawet nie wiesz, jak bardzo ciekawiło
mnie, kim jesteś, od momentu kiedy przeczytałam twoje zgłoszenie.
– Dziękuję. – uśmiechnęła się lekko – Mi też bardzo miło cię poznać.
No i cieszę się, że mogłam tu przyjechać na trening.
– Obserwowałam cię i muszę przyznać, że świetnie sobie radziłaś.
Jesteś w dobrej kondycji. Trenujesz coś? – dopytywała karateczka.
– Gram w siatkę, ale to tak tylko towarzysko, powiedzmy. – zaśmiała
się – Nie szykuję się do kariery sportowej.
– A na co się szykujesz? Bo o ile mi wiadomo, jesteś przed maturą?
– Tak. Wiesz, w sumie chcę być poniekąd związana ze sportem, bo to
część mojego życia, jakby nie było. Także wybieram się na fizjoterapię, a
chciałabym się specjalizować w zakresie fizjo sportowej.
– O, bardzo fajny pomysł. A myślałaś już, gdzie chciałabyś pracować po
studiach?
– Tak, ale do tego długa i ciężka droga. – westchnęła – Pracą marzeń
byłaby praca w szkółce piłkarskiej.
– Pamiętaj, że wszystko jest możliwe. – mrugnęła do niej – Co powiesz
na małą albo w sumie dużą kawkę? Tutaj niedaleko jest moja ulubiona kawiarnia.
Ja zapraszam.
– W sumie mam jeszcze trochę czasu przed powrotem – przytaknęła głową.
– To wracasz już dzisiaj? – zdziwiła się Lewandowska.
– Tak. O czwartej. Przy odrobinie szczęścia zdążę wrócić do domu na
mecz.
– Mecz?
– No tak. – zarumieniła się – FC Barcelona gra dzisiaj z Atlético
Madryt.
– Aaaa… – zaśmiała się – Kibic. – poklepała ją z uznaniem po plecach –
Chodźmy już na tę kawę.
Lokal urządzony
był z gustem. Ściany w lekko beżowych barwach, biały sufit. Niewielkie,
drewniane, białe stoliki, na których stały szklane wazoniki ze świeżo ściętymi
kwiatami w pastelowych kolorach, o delikatnym, nienachalnym zapachu. Przy
każdym ze stolików znajdowały się dwa, trzy lub cztery krzesła od kompletu z
wygodnym obiciem na siedzisku. Na wielkiej ladzie ustawione zostały skrzynki z
przeróżnymi owocami. Były pomarańcze, cytryny, grejpfruty, mango, granaty,
banany, kiwi, papaje, lichi, a nawet karambole. Na widoku były też całe orzechy
kokosa, nasiona kakaowca, a także ziarna kawy. Na pomalowanej tablicówką
ścianie, tuż obok lady białą kredą wypisane było dzisiejsze menu. Ania
powiedziała, że to dlatego, iż sami robią tu słodycze i by wszystko było
świeże, mają właśnie takie menu dnia. Na dziś przypadał kokosowy sernik z
papają, buraczane brownie z polewą czekoladową i migdałami, a także pistacjowe
ciasteczka.
– Z tych owoców, które widzisz, robią smoothie i
soki. Podchodzisz, mówisz, na co masz ochotę i już. – uśmiechnęła się szeroko
stała bywalczyni tego miejsca – Możesz też sobie zażyczyć, że chcesz koktajl na
bazie wody kokosowej czy aloesowej albo z dodatkiem któregoś z mlek:
kokosowego, migdałowego, ryżowego, sojowego, owsianego, a nawet z orzechów
laskowych. Oczywiście oferują też dodatki takie jak chia, wiórki kokosowe,
orzechy, migdały, kakao, masło orzechowe. – wymieniała – I wszystko jest
naprawdę świetnej jakości. A co do kawy, to mają tu wspaniałe mieszanki z
różnych stron świata.
Kobiety zajęły
miejsce przy wielkim oknie, z którego rozciągał się wspaniały widok na urokliwą
uliczkę monachijskiej dzielnicy. Część ludzi dokądś się spieszyła, inni
spacerowali. Lekki przymrozek i śnieżna pokrywa zdawały się im w ogóle nie
sprawiać żadnych problemów, nie przeszkadzać.
Obie złożyły zamówienie na kokosową latte
i – jakżeby inaczej – kokosowy sernik z papają. Cały czas buzie im się nie
zamykały, poruszały wiele przeróżnych tematów. Ewidentnie były w dobrym
nastroju i pozytywna energia wręcz z nich emanowała.
– Wiesz, Ari… Mogę tak do ciebie mówić? – zreflektowała się Lewa.
– Tak, jasne – posłała swojej towarzyszce szczery uśmiech.
– Ja wiem, że powinnaś dzisiaj wrócić do domu i to pewnie dlatego, że
chcesz obejrzeć ten mecz, ale… – upiła łyk – Jakbym ci zaproponowała, żebyś
została u nas na kilka dni, a mecz też u nas obejrzysz, to zgodziłabyś się? –
spojrzała niepewnie na dziewczynę – Wiem, że masz ferie, więc nie będzie to
kolidowało z twoją szkołą…
– Ania… – westchnęła – Sama nie wiem.
– Ari, nie myśl sobie, że ja ot tak zapraszam wszystkich ludzi do
siebie do domu. – złapała ją za dłoń – To wręcz do mnie niepodobne. Po prostu
dobrze mi się z tobą rozmawia i wyczuwam taką nić porozumienia między
nami…Czuję, że jesteś świetną osobą i mogę ci zaufać. I nie ukrywam, że
chciałabym cię lepiej poznać. – wzruszyła ramionami – Stąd moja propozycja.
Jeśli nie zechcesz, zrozumiem…
– A twój mąż nie będzie miał nic przeciwko? – kobieta roześmiała się
na te słowa.
– Pewnie najpierw uzna mnie za wariatkę, ale jak tylko trochę z tobą
pogada, to od razu cię polubi, tak jak ja.
Dziewiętnastolatka
biła się z myślami. Z jednej strony fantastycznie czuła się w towarzystwie tej
zakręconej babki, ale z drugiej bała się reakcji jej męża. Nie chciała być
przyczyną niesnasek czy kłótni. Jednak Ania przedstawiła jej “Bobka” w tak
dobrym świetle, że w końcu uległa i razem z nową znajomą pojechała do
rezydencji Lewandowskich.
Anna, kiedy tylko
przekroczyły próg, mocno ją za sobą pociągnęła i oprowadziła po całym domu.
Pokazała jej pokoje gościnne, łazienki, sypialnię, garderobę, siłownię z sauną,
wielki salon, a na koniec zostawiła kuchnię, którą określiła swoim sanktuarium.
– Muszę przyznać, że uwielbiam twojego bloga.
– Haha, jesteś moim fitfreakiem?
– Powiedzmy, że mam lepsze i gorsze momenty z moim byciem fit. Nie
potrafię jakoś konsekwentnie wytrwać. Nie mam nikogo, kto by mnie pilnował.
– Potrzebujesz kontroli? – zaśmiała się Lewa – No to już ją masz,
kochana. Od dzisiaj spowiadasz mi się ze wszystkiego. Jeśli chcesz, mogę ci też
ułożyć plan diety…A, no i musisz przyjechać na mój obóz w Dojo Stara Wieś! –
pisnęła rozemocjonowana – Wyślę jutro maila i zarezerwuję ci miejsce. Będziesz
razem ze mną i moimi dziewczynami w domku numer jeden! Zgadzasz się? Proszę
cię, zgódź się, zgódź! – podskakiwała radośnie.
– Okej! – chichotała, kiedy kobieta się uwiesiła na jej szyi.
Okazało się, że
obawy Hakowskiej co do reakcji Roberta na jej osobę, były zupełnie
niepotrzebne. Od razu złapali dobry kontakt, kiedy dziewczyna poprawnie
odpowiedziała na jego pierwsze pytanie. Nie, piłkarz nie zapytał jej o imię,
nie zapytał jej, skąd pochodzi, co robi w jego domu. Widząc dziewiętnastolatkę
w kuchni, robiącą ciasto wraz z jego żoną, zmrużył oczy, skrzyżował ręce na
piersi i rzucił prosto z mostu:
– Młoda, wiesz, co to jest spalony?
Początkowo dziewczyna myślała, że on
jedynie żartował, ale kiedy nadal stał nieruchomo w tym samym miejscu, wyraźnie
oczekując odpowiedzi… Uniosła perfekcyjnie wyregulowane brwi do góry, wytarła
ręce w ścierkę i grzecznie, a przy tym jakże wyczerpująco, odpowiedziała na
jego pytanie. Brunet szeroko się uśmiechnął, podszedł do niej i mocno
przytulił.
– Coś mi się wydaje, że się dogadamy – puścił jej
oczko i cała trójka zaczęła się śmiać.
Lewandowski
chwycił szklankę wody kokosowej, po czym ruszył do swojego biura, by odpisać na
kilka maili. W tym czasie kobiety dokończyły robić ciasto, upiec je, wykonać
zdjęcia wypieku na bloga, po czym zasiadły na fotelach w salonie i rozpoczęły
żywą dyskusję na temat glutenu. Anna już prawie zdążyła namówić Ariadnę na
badania na nadwrażliwość na tenże składnik, kiedy usłyszały głośne kroki na
schodach i donośny głos pana domu.
– Kochanie, chłopaki zaraz będą! – zerknął na nie
z ostatniego stopnia i uśmiechnął się słodko do obu – Zrobicie coś do picia, a
ja wjadę autem do garażu, żeby zrobić im miejsce na podjeździe?
– Tak, pewnie. – zaśmiała się karateczka – Chodź,
Ari, zaraz czeka nas nawałnica piłkarzy – zachichotała, zmierzając do kuchni.
Kobiety
przygotowały napoje i pokroiły ciasto. Ułożyły wszystko na talerzyki i wtedy
usłyszały lekkie zamieszanie przy drzwiach wejściowych do domu. Goście zdjęli
okrycia wierzchnie, po czym szybko zajęli najwygodniejsze miejsca siedzące w
salonie. Śmiechów było co niemiara. Brunetki chwyciły tace z talerzykami, z
którymi ruszyły do gości. Postawiły je na ławie i usiadły na oparciu kanapy, po
jej dwóch stronach.
– Hej, chłopaki! – przywitała się z przybyłymi
sportowcami, którzy żywo jej odpowiedzieli – Poznajcie moją nową przyjaciółkę,
Ariadnę. Ari, poznaj chłopaków. – zaczęła wskazywać na każdego po kolei i wymawiać
jego imię – Thiago. Xabi. Arturo. Manuel. Philipp. Jerome.
– Ja… Uhm… – zagryzła wargę maturzystka – Cześć
wam – kiwnęła do mężczyzn nieśmiało.
– Czyżby? – Alcântara zmrużył oczy i bacznie przyglądał się
dziewiętnastolatce.
– Tak, – machnęła lekceważąco dłonią – to jak? Mogę iść już na górę? –
westchnęła, podnosząc się, ale Hiszpan szybko pociągnął ją z powrotem na
siedzenie.
– Nie tak prędko, moja droga…
– Oho, – zaśmiał się Lewandowski – będzie cię teraz sprawdzał.
– Nie żeby coś, kochanie, ale ty też ją sprawdzałeś – rzuciła z
rozbawieniem przechodząca przez pokój Anna.
– Zamilknijcie na chwilę, moi kochani Polacy. – uniósł rękę w
uciszającym geście obywatel Hiszpanii – Ariadna, skoro jesteś jedną z culés, z
pewnością wiesz, w którym roku został utworzony klub? I przez kogo? –
uśmiechnął się słodko, a Robert plasnął się w czoło.
– W roku tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym dziewiątym. Dokładniej
dwudziestego dziewiątego listopada. Oczywiście przez Szwajcara, Hansa Gampera –
puściła mu oczko.
– Stadion…
– Camp Nou.
– Mhm… Został wybudowany w roku…
– Pięćdziesiątym siódmym.
– Obok stadionu pierwszej drużyny jest jeszcze takie boisko…
– Mini Estadi. Jest też Palau Blaugrana, gdzie rozgrywane są mecze
sekcji koszykówki…
– W porządku. – pokiwał twierdząco głową – Boisko treningowe pierwszej
drużyny nosi imię…
– To jest Camp
Tito Vilanova. Nazwane na cześć
byłego trenera pierwszego zespołu, a wcześniej asystenta Pepa Guardioli.
– Jak się nazywa dzielnica utożsamiana z obiektami treningowymi FCB?
– Les Corts –
upiła łyk wody.
– Najwięcej rozegranych spotkań w pierwszej drużynie ma…?
– Xavi.
– Ile pucharów europejskich zdobyła Barcelona?
– Pięć.
– Pierwszy w roku…?
– Dziewięćdziesiątym drugim. Po golu Ronalda Koemana w sto jedenastej
minucie.
– Zgadza się. – uśmiechnął się szeroko – A tryplet? Pamiętasz coś
takiego?
– Udało się go nam zdobyć dwukrotnie, co uczyniliśmy jako pierwsi w
historii. Pierwszy sezon Guardioli i pierwszy sezon Enrique, a więc za sezon
2008/09 oraz 2014/15. Dodatkowo, w roku kalendarzowym 2009 drużyna zdobyła
wszystkie sześć możliwych trofeów, co Realowi nie udało się nigdy – Lewandowski
przewrócił oczami i z rozbawieniem pokręcił głową.
– Bingo! – pomocnik strzelił palcami – A teraz proszę mi wymienić
trzech ostatnich pierwszych kapitanów.
– Carles Puyol, Xavi Hernández, a obecnie Andres Iniesta.
– No dobra… – podrapał się po brodzie – Maj 2009, listopad 2010,
listopad 2015…?
– 6:2 na Santiago Bernabeu, 5:0 na Camp Nou, 4:0 na Santiago Bernabeu.
– Pięć klubowych wartości?
– Szacunek, pokora, ambicja, wysiłek i praca w drużynie.
– Dobra, zdałaś! – uśmiechnął się szeroko.
– Dzięki Bogu! – jęknęła – Mogę już iść na górę? Zaraz się zacznie…
– Nigdzie nie idziesz, na żadną górę. – pokręcił z rozbawieniem głową
– Arturo, posuń się, Ari usiądzie obok mnie – pociągnął dziewczynę za
nadgarstek i usadowił na kanapie.
– Robert! Chodź, weźmiesz wam picie, bo się nie zabiorę! – krzyknęła z
kuchni Ania, a jej mąż w te pędy ruszył z pomocą.
– Ej, Ajka, ale to twoje dziwne drewniane coś dziwnie pachnie… – Polak
powąchał naczynie, krzywiąc się przy tym.
– Bobek, to dziwne drewniane coś to tykwa. – zaśmiała się brunetka – A
moja yerba mate wcale nie pachnie dziwnie. Jest sto razy zdrowsza niż kawa czy
herbata. – pokazała język gospodarzowi – I jeszcze zobaczysz, że za kilka
miesięcy to będzie ulubiony napój twój i twojej żony – chwyciła delikatnie w
dwa palce bombillę i upiła łyk.
– Yerba mate?! – krzyknęli jednocześnie Thiago i Arturo – Witaj w
rodzinie, Ari – rzucili się na nią z uściskami. Aż cud, że z tykwy nic się nie
wylało.
***
Pierwsze rozdziały będą typowo wprowadzające, więc proszę o cierpliwość i komentarze, które dodadzą weny. ;)
* wers tytułowy - "Bibia Be Ye Ye" Ed Sheeran
***
Pierwsze rozdziały będą typowo wprowadzające, więc proszę o cierpliwość i komentarze, które dodadzą weny. ;)
* wers tytułowy - "Bibia Be Ye Ye" Ed Sheeran
Był już Thiago, więc jest dobrze :D Jednak i tak wiesz, że czekam na tego młodszego szaleńca :D
OdpowiedzUsuńNa młodszego musisz mi dać trochę czasu ;*
Usuńto już epilog, zapraszam :) http://piensas-en-mi.blogspot.com
UsuńPoznać tylu piłkarzy jego dnia i nie dostać zawału - szacun :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ♥
Dziękuję, że nadal przy mnie trwasz <3
UsuńPolubiłam Ari. A Lewandowscy wydają się pozytywnie zakręceni, podobnie zresztą jak pozostali piłkarze. 😀 Czekam na rozwój wydarzeń.😉
OdpowiedzUsuńOj, to pozytywne zakręcenie to Wy dopiero poznacie. ;)
UsuńNie wiem jak to robisz, że czytam rozdział o Lewandowskich, na których nie wiedzieć czemu mam 'alergie' a uśmiecham się jak głupia do monitora...
OdpowiedzUsuńThiago już skradł moje serce, mogłabym nawet polubić Ankę, ale wiesz na kogo ja czekam...
Buziaki ! ;**
Do Lewandowskich chyba będziesz musiała przywyknąć, bo odegrają tu ważną rolę ;)
UsuńA Rafa pojawi się już w następnym rozdziale... Chyba ;p
Ajjj, cudeńko <3 nic, tylko czekać na kontynuacje ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Kontynuację przewiduję na piątek ;)
UsuńBosko,bosko,bosko!!!! Mega <3 Sami najlepsi <3 Anka i Robert <3 Czekam na dalsze i życzę weny <3 PS. KRÓLOWA <3
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńOoo Ania Lewandowska,uwielbiam ja tak samo jak Roberta :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Zapraszam również do siebie http://wojnamiloscsmierc.blogspot.com/